Parafia św. Michała Archanioła
w Ornontowicach

Parafia św. Michała Archanioła w Ornontowicach

Aktualności z Archidiecezji Katowickiej

Liturgia

Aktualności

Wiadomości

85 LIST KS. MARKA PASZKA Z ZAMBII

Drodzy Przyjaciele

 

          W Zambii środek pory deszczowej. Początek nie był zbyt intensywny. Popadało dzień lub trzy, a potem tydzień przerwy, więc jeździło się w miarę dobrze. Co spadło na drogi to zdążyło obeschnąć. Niestety grudzień
i początek stycznia były deszczowe. Przejeżdżając przez coraz głębsze i rozleglejsze kałuże z niepokojem myślałem o niechybnie czekających mnie naprawach. Początek lutego przyniósł jednak nieoczekiwaną przerwę
w opadach i teraz modlimy się o deszcz, aby uprawy na polach nie pousychały.

 

          Pożegnałem Stary Rok i zarazem powitałem Nowy w Likumbii. Tak miałem ustawiony program, że w tamtych dniach odwiedzałem stacje najbliższe parafii księdza Piotra. Była okazja usiąść razem i pogadać,
ale nie za wiele, bo ksiądz Piotr miał w tym czasie rekolekcje dla katechumenów oraz drugie dla ministrantów. W sylwestra godzinie 19.30 było nabożeństwo dziękczynno-przebłagalne na zakończenie roku, tak jak w Polsce. Zaś o godzinie 23.00 rozpoczęła się uroczysta Msza, którą zakończyliśmy prawie że o pierwszej w nocy. Rano 1 stycznia Kambushi stacja oddalona 30 kilometrów od Likumbi. Na pierwszą w Nowym Roku Mszę mieszkańcy schodzili się dość wolno, a ilość uczestników nie powalała i to nie dla tego, że hucznie witali Nowy Rok, ale raczej wielu z nich było na polach. Niektórzy kontynuowali ostatnie zasiewy, drudzy plewili, by chwasty nie stłamsiły tego, co zasiali. Coraz częściej jednak na polach, zamiast ludzi z motykami, można oglądać, na plecach pracujących, ręczne aparaty do oprysków. Ta metoda jest kosztowniejsza, ale nie trzeba się tyle napracować. Technika wkracza do buszu. W tym roku na polach króluje kukurydza. W ubiegłym roku jej ceny były bardzo atrakcyjne, więc prawie wszyscy rzucili się by ją uprawiać. Soję można zobaczyć tylko gdzieniegdzie. Gdybym był rolnikiem
w Zambii, to postawiłbym na soję. Jeśli pora deszczowa dopisze i zbiory będą dobre, cena kukurydzy będzie z pewnością niska, ze względu na jej obfitość. Na soję przeciwnie będzie popyt.

 

          W kościele w Masansie nie ma konfesjonału. Za to, kiedy wchodzi się do kościoła głównym wejściem z przedsionka jest wejście do małego pokoiku. To właśnie miejsce spowiedzi. Niedawno przyszła do spowiedzi kobieta, która kiedy przekroczyła drzwi, zdjęła obuwie. Zapytałem ją, dlaczego, na co odpowiedziała, że w jej stronach jest taki zwyczaj. Czyli jak Mojżesz zbliżający się do gorejącego krzewu, z którego przemówi do niego Bóg.

Nasza polska wspólnota misjonarska w Zambii kurczy się coraz bardziej. Starzy odchodzą, a nowych na horyzoncie nie widać. Pod koniec ubiegłego roku spotkaliśmy się w Lusace na pogrzebie Siostry Marii ze Zgromadzenia Misjonarek Świętej Rodziny. Przy tej okazji zdarzyła mi się pewna przygoda. Jedna z polskich sióstr poprosiła mnie o spowiedź. Usiadłem więc w konfesjonale. Kiedy odchodziła od kratek, powiedziała mi jeszcze: „Niech ksiądz posiedzi chwilkę, może jakiś kolejny grzesznik skorzysta”. Na penitenta nie trzeba było długo czekać. Niestety, tak jak większość mieszkańców Lusaki posługiwał się tylko językiem Nyanja. Na szczęście miałem już jakiś kontakt z tym językiem. Dzięki temu coś tam zrozumiałem, ale pouczenia i rozgrzeszenia udzieliłem w Bemba.

 

          Wartość zambijskiego kwacha w ostatnim czasie systematycznie spada. Kupowałem w jednej z wiosek w buszu lokalne bułki. Do niedawna cena jednej wynosiła dwa kwacha, ale okazało się, że teraz już 2 kwacha 50 ngwe (czyli 2,50). Kiedy zapytałem dlaczego, sprzedająca odpowiedziała, że to z powodu kursu dolara. To prawda na początku roku 2023 jednego dolara wymieniano na 16 kwacha, a teraz kurs przekroczył już 27. Rozbawiło mnie to, że ta prosta kobieta, która co najwyżej widziała dolara na obrazku, powołuje się na wzrost jego kursu.

 

          Pod koniec stycznia w czasie jazdy w ulewnym deszczu złapałem gumę. Kiedy się zorientowałem opona była już prawie bez powietrza. Co było począć, zabrałem się do zmiany koła. Kiedy już miałem poluzowane śruby
i podniesiony samochód, pojawiła się lokalna ciężarówka i jej załoga pomogła mi dokończyć robotę. Miało to swoje znaczenie, bo koło do Hilux’a swoje waży. Przemoczony, spóźniłem się ponad godzinę na Mszę. Parafianie czekali jednak na mnie cierpliwie. Kiedy w końcu dojechałem do Old Mkushi, gdzie miałem nocować, chciałem podpompować koło, które założyłem. Okazało się, że pomimo że od maja ubiegłego roku jest tam prąd,
to nie ma tam jeszcze ani jednego kompresora. Jeden z naszych parafian, do którego się zwróciłem o pomoc, posłał swojego krewniaka z ręczną pompką i jakoś udało się dopompować. Chciałem też znaleźć kogoś, kto by mi naprawił przebitą oponę, żeby następnego dnia nie wracać 50 kilometrów z duszą na ramieniu, bez zapasu. Niestety miejscowy „specjalista”, jak zobaczył, że jest to opona bezdętkowa, powiedział, że przyjedzie jutro rano i tyle go widziałem.
Na szczęście jednak dojechałem bez problemu.

 

          Na koniec informacja nie z Zambii, a z Tanzanii, która jednak odbiła się u nas szerokim echem. Mianowicie, obecna prezydent Tanzanii – muzułmanka, która na urząd awansowała niejako, po śmierci wybranego prezydenta, z pozycji wiceprezydenta, zwracając się do kobiet powiedziała, żeby nie bały się wchodzić do małżeństw poligamicznych. Ona sama jest drugą żoną swojego męża, a mimo to potrafiła zrobić karierę. Jednak patrząc na to z szerszej perspektywy, nie sposób nie widzieć tu strategii islamu na systematyczne podbijanie świata różnymi drogami. A swoją drogą, ile muzułmanek nawet z pozycji pierwszej żony jest w stanie zrobić jakąkolwiek karierę.

 

Z darem modlitwy.

 

Ks. Marek

84 List ks. Marka Paszka z Zambii

Drodzy Przyjaciele!

Sierpień zwykle to miesiąc szczególnie bogaty w wydarzenia. Najpierw piesza pielgrzymka do Kabwe. W tym roku Msza odprawiana była w parafii Wniebowzięcia Matki Bożej, która obchodziła stulecie swego powstania. Następnie rekolekcje dla Stellek i w kolejnym tygodniu coroczne warsztaty dla liderów w Old Mkushi. W tym roku po raz pierwszy mogliśmy realizować dość ambitny program, bo w maju do kościoła został podłączony prąd. Stąd wykłady i spotkania mogły odbywać się bez przeszkody, nawet kiedy zmierzchało, a wieczorami wyświetlić film. W jeden z wieczorów była to sfilmowana Ewangelia według świętego Łukasza, co bardzo ważne
z dubbingiem w języku bemba, więc zrozumiałym dla wszystkich. W drugi zaś wieczór dokumentalny film o życiu błogosławionego Benedykta Dashwa, jednego z współczesnych męczenników Kościoła w Republice Południowej Afryki, który z zawodu był nauczycielem, a z powołania katechistą. Został zamordowany za to, że nie chciał dołożyć się do ofiary, którą ludzie z wioski, w której pracował, chcieli uprosić deszcz u lokalnego czarownika. Piękne świadectwo, o jego życiu, poświęceniu dla rodziny i służbie dla lokalnej społeczności. Zamordowany został 2 lutego 1990 roku, beatyfikowany zaś 15 września 2015 roku. Na jego beatyfikacji obecna była jego rodzina, w tym jego ósemka dzieci i ponad dziewięćdziesięcioletnia wtedy matka. Jego wspomnienie liturgiczne obchodzimy w dniu 1 lutego.

Ostatni wieczór warsztatów to tradycyjnie czas na pytania. Przez cały dzień można je składać do wystawionej skrzynki. Wśród nich bywają czasem bardzo zabawne, na przykład, czy Maryja nosiła perukę, bo tu kobiety je lubią, ale przecież przy okazji odpowiadając na nie, można przekazać konkretną wiedzę. Jeśli zostanie czasu można również zadawać pytania na żywo. Także pierwszy raz odbyło się to, nie przy świetle świec, dzięki czemu można było widzieć, jak reagują uczestnicy.

Warto odnotować, że parafianie z naszej największej stacji Old Mkushi, kolejny raz poprosili o rocznicową Mszę w intencji Śp. księdza Marcelego Prawicy. W tym roku przypadała już szósta rocznica jego śmierci.
Miło, że pamiętają, a mają mu za co dziękować, bo kościół, który został tam wybudowany, powstał dzięki jego staraniom. W sobotę 16-tego września zgromadzili się tłumnie nie tylko parafianie z tej właśnie stacji, ale przybyło także sporo z okolicznych stacji, wśród których ksiądz Marceli posługiwał. Za to Old Mkushi nie popisało się przy celebracji święta patrona ich kościoła, czyli świętego Franciszka z Asyżu. W tym roku wspomnienie świętego Franciszka wypadało w środę i postanowili obchodzić je w ten właśnie dzień. Frekwencja, nie była imponująca, a jeszcze gorzej wypadł konkurs chórów. Tylko dwie Citente, czyli Małe Wspólnoty Chrześcijańskie, na cztery wchodzące w skład tej stacji, wzięły w nim udział. Co więcej, jedna z nich nie przyłożyła się za bardzo, więc nie było problemu z wskazaniem zwycięzcy.

Kiedy piszę ten list parafia jest w ogniu przygotowań. Najpierw w sobotę 21 października, jako dekanat, zbierzemy się w Mkushi, gdzie odbędzie się przekazanie funduszy zebranych w parafiach na kształcenie kleryków naszej diecezji. W następującą po niej niedzielę, czyli Niedzielę Misyjną, do Masansy przybędzie ksiądz biskup Clement Mulenga, aby udzielić sakramentu bierzmowania grupie naszych parafian. Zwłaszcza to pierwsze wydarzenie budzi olbrzymie emocje. W ubiegłym roku Masansa była gospodarzem tej celebracji i zajęliśmy drugie miejsce pod względem złożonych środków, stąd też i w tym roku nasi parafianie nie chcą wypaść gorzej.

Kiedy kończę ten list jest 17 października i wielka radość wśród naszych ludzi, bo jak wczoraj wieczorem zaczęło padać, to lało do samego rana. I to porządnie. Krótko mówiąc pora deszczowa zaczęła się (prawdopodobnie) wcześnie i z przytupem. Zobaczymy jak się będzie rozwijać. Dzisiaj co jakiś czas przechodzą mżawki.

Moi Drodzy, w związku z obchodzonym Tygodniem Misyjnym i Niedzielą Misyjną, chciałbym Wam Wszystkim bardzo serdecznie podziękować za nieustanną opiekę i pomoc, tę duchową i materialną. Bóg zapłać za modlitwy
i wszelkie wyrazy życzliwości dla misji w każdym zakątku świata, a zwłaszcza dla parafii Bożego Miłosierdzia w Masansie. My tu o Was też pamiętamy. Niech Wam Bóg błogosławi! 

Z darem modlitwy.

Ks. Marek

83 List Ks. Marka Paszka z Zambii

Drodzy Przyjaciele

Jedną z bardziej aktywnych naszych stacji jest Kanyensha. Bardzo dobrze przygotowali się na bierzmowanie, jakie miało tam miejsce w roku 2017. Potem udało się dzięki ich zaangażowaniu wybudować domek
dla przybywającego tam księdza. Kiedy porównało się otynkowany domek z postawionym z surowej cegły kościołem, kontrast rzucał się w oczy. W Wielki Czwartek rzuciłem pomysł, aby otynkować kościół. Ustaliliśmy, że ja kupię i dostarczę cement przy następnej wizycie, resztę oni biorą na siebie. Jako termin ukończenia postanowiono odpust świętych Apostołów Piotra i Pawła, którzy są patronami kościoła. Na swój odpust mieszkańcy Kanyensha zaprosili parafian z okolicznych stacji i mogli być dumni z efektu. W obecnym czasie nie ma ładniejszego, przynajmniej z zewnątrz, kościoła w naszej parafii niż Kanyensha. Przy okazji zabezpieczyli mury zewnętrzne przed rozmywaniem ich przez deszcze, bo na wielu cegłach widać już było działanie wody. Postanowiliśmy, że w przyszłym roku zabierzemy się za wnętrze, bo jest w nim sporo do zrobienia.

Panu Evaristo (rocznik 1952) w ubiegłym roku zmarła żona. Kiedy skończył opłakiwanie ślubnej, postanowił ożenić się raz jeszcze. Niby proste, bo w Masansie i okolicy odpowiednich kandydatek trochę by się znalazło,
ale jako że on pochodzi z Kongo, postanowił wybrać się po nową małżonkę w rodzinne strony. Prawdopodobnie chodziło o to, aby pochodziła z tego samego plemienia. Pewne rzeczy ugadano już przy pomocy komunikacji telefonicznej, bo nie zabawił tam długo i po jakichś dwóch tygodniach pojawił się z panią Albertiną (rocznik 1965). Poinformowany wcześniej, co ma załatwić, aby zawrzeć sakramentalne małżeństwo, przyjechali z certyfikatem chrztu narzeczonej. Dzięki temu pierwszy raz w życiu miałem w ręku świadectwo chrztu w języku francuskim. Jako że, wszystkie dokumenty były skompletowane, ze ślubem nie trzeba było długo czekać. Po trzech niedzielach, kiedy wygłaszano zapowiedzi, a młodzi uczestniczyli w naukach przedślubnych, które specjalnie dla nich poprowadził nasz katechista, małżeństwo zostało pobłogosławione. Nie było specjalnej Mszy, tylko we wtorek rano, kiedy Citente, to znaczy Mała Wspólnota Chrześcijańska, teraz już państwa młodych, ma swoją Mszę, powiedzieli sobie sakramentalne „Tak”, przy aplauzie zebranych. Potem odbyło się huczne wesele, ale znam je tylko
z opowiadań, bo nie zostałem zaproszony. Jakiś czas potem spotkałem jego syna i zapytałem, czy tata jest szczęśliwy. Odpowiedział, że bardzo, bo teraz ma mu kto gotować i prać jego rzeczy. Zapytałem, jak to przecież ma dzieci, które mogły się nim zająć. Okazuje się, że w Zambii nie jest to takie proste. Zjeść, to jeszcze pół biedy, ale pranie już nie. W tej kulturze nie wypada, żeby dorosłemu mężczyźnie prała, zwłaszcza bieliznę inna osoba niż żona.

Pewnego dnia przyszedł do mnie jeden z parafian ze swoim synem, prosząc bym wyrzucił z niego złego ducha. Syn, dobiegający trzydziestki, ma żonę i trójkę dzieci, w tym jedno pozamałżeńskie. Według relacji ojca, syn ciągle wpada w kłopoty. Ostatnio wpakował się w problemy finansowe i próbował wyjść z nich sprzedając dziesięć worków kukurydzy należącej do ojca, oczywiście bez jego wiedzy i zgody. W szczerej rozmowie w sześć oczu, przyznał się do wszystkiego, prosił ojca o wybaczenie i zobowiązał się do poprawy. Pomodliliśmy się wspólnie o siły do poprawy i zgodę w rodzinie. Pobłogosławiłem obydwu. W późniejszej rozmowie wyszło na jaw, że winowajca jest jedynym synem spośród czwórki rodzeństwa i jako syn był zawsze faworyzowany i chroniony przez matkę. Od dzieciństwa wiele rzeczy uchodziło mu na sucho, bo ta stawała w jego obronie i bardzo często nie ponosił konsekwencji swoich, czasem nawet poważnych wybryków. Znam obojga rodziców z jak najlepszej strony. Są zaangażowani w życie swojej społeczności i widoczni w działaniach na rzecz parafii. Niestety stało się też dla mnie jasne, że problemem tego młodego człowieka nie jest zły duch, ale skutki błędów wychowawczych. W afrykańskim kontekście najprościej jest zwalić winę na złego ducha. Kiedyś z takim problemem szło się do czarownika, teraz dobrze, że do księdza. Chociaż bywa, że do jakiegoś samozwańczego proroka, których tu nie brakuje. Oby to się tak nie skończyło, kiedy temu młodemu człowiekowi zabraknie samozaparcia do autentycznej pracy
nad sobą i wzięcia odpowiedzialności za swoje życie i postępowanie. I co najważniejsze do współpracy z Bożą łaską, a z tym chyba też ma problem.

Sobota, połowa lipca, czyli najzimniejszy czas w Zambii. Wyjeżdżając z Masansy prowadziłem samochód w rękawiczkach. Pierwsza stacja o godzinie 9.00. Kiedy dotarłem na miejsce czekał na mnie tylko jeden z liderów. Czterdzieści minut później liczba dorosłych wzrosła do dwóch plus kilkoro dzieci, więc zaczęliśmy Różaniec. Jednak w czasie modlitwy zaczęli przychodzić. Ostatni docierali już po przeistoczeniu. Msza dłuższa niż zwykle,
bo było to podziękowanie za zbiory, więc trzeba było pobłogosławić każdą rodzinę, która coś przekazała na rzecz parafii. Trudno mieć dobry humor ze świadomością, że czas biegnie, a kolejna stacja przede mną. Odmówiłem więc czekania na posiłek. Prosili jeszcze, abym zabrał to, co przygotowali. Trzy worki kukurydzy, jeden soi i jeden orzeszków ziemnych. Obiecałem, że zabiorę w drodze powrotnej do Masansy, czyli około siedemnastej. Jednak kiedy dojechałem do drugiej stacji, zastałem tylko cztery kobiety i kilka dzieci. Ani jednego z liderów i kościół nieprzygotowany do Mszy. Odmówiliśmy więc Różaniec. Potem krótkie nabożeństwo ze Słowem Bożym i na koniec udzieliłem każdemu indywidualnego błogosławieństwa. Kiedy wracałem zastanawiałem się, co będzie ze spełnieniem prośby, bo było dopiero po trzynastej. Ku mojemu zdziwieniu mężczyźni siedzieli przed kościołem. Zdumiałem się jeszcze bardziej, kiedy po załadowaniu zaprosili mnie na posiłek. Okazało się, że doskonale wiedzieli, że na tej drugiej stacji Mszy nie będzie i czekali z obiadem.

Z darem modlitwy.

Ks. Marek

82 List Ks. Marka Paszka z Zambii

 

Drodzy Przyjaciele

W piątek przed IV Niedzielą Wielkiego Postu dopadła mnie malaria. Nie było najgorzej, więc w następny piątek zdecydowałem się pojechać z rekolekcjami do wioski Kapita. Powiadomiłem jednak katechistę, że nie czuję się jeszcze w pełni sił, więc większość programu będzie musiał wziąć na siebie. Kolejnego dnia miały być rekolekcje w Sonkolo, ale w Kapita czekali na mnie wysłannicy z tej stacji z wiadomością, że będzie tam pogrzeb,
a to znaczy, że może nie być ludzi w kościele, bo udział w pogrzebie to w Zambii świętość. Zamiast więc wjeżdżać w busz, mogłem wycofać się do Old Mkushi, gdzie spędziłem sobotę, bo w programie była tam Msza w niedzielę. Tak więc Boża Opatrzność sprawiła, że miałem niespodziewany dzień odpoczynku, co w tamtej sytuacji było dla mnie prawdziwym dobrodziejstwem.

Program Triduum Paschalnego w tym roku miałem taki sam, jak w poprzednim. Czyli Wielki Czwartek w Kanyensha z adoracją Najświętszego Sakramentu, która przeciągnęła się poza wyznaczony czas, tak byli rozmodleni
i rozśpiewani. Wielki Piątek z Drogą Krzyżową na Golgotę, którą rozpoczęliśmy prawie w samo południe. Słońce było w zenicie, więc szczyt wzgórza, którego nie chronił żaden cień, był jak rozgrzana patelnia. Wielka Sobota oczywiście z chrztem dorosłych i liturgią, która zakończyła się prawie przed północą. Na dodatek dopołudnie miałem pracowite, bo odpowiedzialnego za przygotowanie katechumenów katechistę dopadła malaria i cała katecheza wprowadzająca w ryt udzielania sakramentu spadła na mnie. Myślę jednak, że było to bardzo owocne i dla mnie i dla katechumenów.

W niedzielę Wielkanocną odprawiałem Mszę już na innej stacji dla około 300 parafian, którzy przybyli na nią także z okolicznych stacji. Dobrze, że nie miałem w tym dniu drugiej Mszy, bo sama spowiedź zajęła mi prawie dwie godziny. Pomimo, że z racji święta nie było zwyczajowego spotkania z liderami i raportów tylko posiłek, i tak wyjeżdżałem stamtąd po godzinie 15.00.

Każdy ksiądz w Polsce wie, co to jest „spotkanie dekanalne” - robocze spotkanie księży pracujących w jednym dekanacie, czyli sąsiadujących ze sobą parafiach, zwykle kilka razy w roku. W Zambii oczywiście takie spotkania również są organizowane. Powinny być trzy razy w roku dla księży, ale do tego dochodzą jeszcze dwa spotkania, które gromadzą nie tylko księży, ale i świeckich liderów, czyli taki dekanalny parlament. Powinna być reprezentowana nie tylko każda parafia, ale i każda organizacja kościelna, nawet przedstawiciele chórów. Ostatnie takie spotkanie naszego dekanatu miało miejsce w Serenje, czyli prawie 150 kilometrów od Masansy, to tak mniej więcej jakby z Ornontowic do Bochni. Tylko, że najpierw trzeba pokonać 60 kilometrów buszowej drogi, aby dostać się do asfaltu, a potem niestety zwykła jednopasmowa droga. Ze względu na ilość uczestników spotkanie odbywało się w kościele, a tam rzucał się w oczy wielki baner z napisem „70 lat Ewangelizacji w Serenje”. Nie znaczy to, że nigdy wcześniej nie docierali tam misjonarze, ale że w roku 1953 powstała tam pierwsza stała placówka duszpasterska. Trzeba wiedzieć, że wtedy najbliższą parafią dla Serenje była Mpika, oddalona o 250 kilometrów. Od początku duszpasterstwo w Serenje prowadzi Zgromadzenie Misjonarzy Afryki, zwanych potocznie Białymi Ojcami od koloru ich habitów, założone przez kardynała Lavigerie. Kiedy w roku 2011 powstawała diecezja Kabwe, Serenje było największą terytorialnie parafią diecezji z ponad siedemdziesięcioma stacjami dojazdowymi. Obecnie w Serenje funkcjonują już dwie parafie, a każda z nich i tak obsługuje ponad czterdzieści stacji dojazdowych.

Muszę się podzielić radosną nowiną. Mamy w Masansie kandydata do kapłaństwa. Właśnie zakończył rok przygotowania w Centrum Duchowości „Emaus” w Lusace i pod koniec sierpnia rozpocznie pierwszy dwuletni etap studiów w Mpima koło Kabwe. Po ukończeniu studiów filozoficznych w Mpima, następnym etapem będą już czteroletnie ściśle teologiczne studia w Lusace. Do tego dojdzie jeszcze pełny rok praktyki duszpasterskiej
po ukończeniu czwartego roku studiów, w którejś z parafii naszej diecezji. Ciekawostką jest, że już pod koniec pobytu w Centrum Duchowości „Emaus” kandydaci dostają sutanny. W Zambii sutanna jest koloru białego, przepasana czarnym pasem. Jednak prawo do noszenia koszuli kapłańskiej z koloratką otrzymują dopiero na trzecim roku studiów, czyli po rozpoczęciu studiów w Lusace. W tym roku kurs przygotowawczy w „Emaus” ukończyło 53 kandydatów, w tym dziewięciu z diecezji Kabwe. Do tego dochodzi jeszcze 11 kandydatów z diecezji Ndola, która ma własny dom formacyjny, czyli w sierpniu powinno rozpocząć pierwszy rok studiów 64 kleryków ze wszystkich jedenastu zambijskich diecezji.

W jednej z najbardziej oddalonych od Masansy stacji rozmawiałem ze starszą kobietą, tak dobrze już po siedemdziesiątce, o jej niełatwym życiu. Wdowa już od ponad dziesięciu lat. Urodziła w sumie dwanaścioro dzieci,
z których tylko siedem osiągnęło dorosłość. Z tej siódemki żyje obecnie tylko dwoje, ale niestety oboje wyprowadzili się do miasta. Ona została w swojej wiosce całkiem sama. Coraz trudniej daje sobie radę z codziennymi czynnościami. Na ile tylko mogą pomagają jej krewni i sąsiedzi. Dzieci oczywiście chcą ją wziąć do siebie, ale ona w mieście nie czuje się dobrze i to z wielu względów. Chociażby dlatego, że czuje się tam zbędna, że zawadza. Do tego dochodzi ciasnota i hałas. No i tęsknota za miejscem, w którym się urodziła i spędziła całe swoje życie. Jak widać, mimo że inny kontynent i różnica cywilizacyjna, to problemy ludzi mogą być bardzo podobne. 

Z darem modlitwy.

Ks. Marek

 

PRZYGOTOWANIE DO SAKRAMENTÓW

Informacje dla rodziców dzieci, które przygotowują się do I Komunii Świętej oraz dla kandydatów do Bierzmowania
są podane w zakładkach DZIECI PIERWSZOKOMUNIJNE oraz BIERZMOWANIE. Wymienione zakładki można znaleźć 
na głównym pasku strony w tytule: DUSZPASTERSTWO.

Linki

Transmisja online

Zasady przetwarzania danych

Dotyczące danych z formularza wysyłanych ze strony.

Dane z powyższego formularza będą przetwarzane przez naszą firmę jedynie w celu odpowiedzi na kontakt w okresie niezbędnym na procedowanie przekazanej sprawy. Podanie danych jest dobrowolne, ale niezbędne do przetworzenia zapytania. Każda osoba posiada prawo dostępu do swoich danych, ich sprostowania i usunięcia oraz prawo do wniesienia sprzeciwu wobec niewłaściwego przetwarzania. W przypadku niezgodnego z prawem przetwarzania każdy posiada prawo do wniesienia skargi do organu nadzorczego. Administratorem danych osobowych jest Parafia św. Michała Archanioła w Ornontowicach, siedziba: 43-178 Ornontowice, ul. Zamkowa 4.